Gdańsk szuka szefa promocji swojej marki. Za 3 tysiące złotych brutto

Andrzej Winnicki
26.05.2015

Tytuł nie jest absolutnie żartem, ale prawie dosłownym cytatem z treści konkursu ogłoszonego przez prezydenta stolicy Pomorza. Paweł Adamowicz uznał, że biuro prasowe, doradca ds. mediów społecznościowych i biuro prezydenta to za mało. Do skutecznej promocji marki Gdańsk konieczne jest stworzenie nowego etatu.

Szef wszystkich szefów od promocji

Gdańsk oficjalnie więc szuka głównego specjalisty ds. komunikacji i marki Miasta Gdańska. Brzmi skomplikowanie i maksymalnie urzędniczo, ale domyślamy się, że ma to być osoba kierująca wszystkimi działaniami promocyjnymi podejmowanymi przez urzędników i doradców prezydenta.

Koncepcja jest słuszna, bo ktoś tym wszystkim kierować musi (i ze względów wizerunkowych i finansowych), ale jednak zapisy konkursu muszą budzić dużo kontrowersji.

Fachowiec czy robot wielofunkcyjny?

Osoba zatrudniona na tym stanowisku ma odpowiadać m.in. za realizację zadań z zakresu polityki informacyjnej i obsługi medialnej, komunikacji społecznej, promocji marki miasta oraz promocją gospodarczą. Więcej zadań chyba wymyślić się już nie dało. Teoretycznie miasto szuka więc świetnego PR-owca i wizjonera, ale chce go także obarczyć obowiązkiem komentowania wydarzeń dla mediów i pisaniem informacji prasowych. Brzmi to co najmniej dziwnie.

Dalej jest jeszcze ciekawiej, bo w konkursie napisano, że przyszły specjalista ma także odpowiadać za organizację spotkań prezydenta z mieszkańcami i prowadzenie kampanii informacyjno-promocyjnych dotyczących życia społecznego miasta.

Całe zamówienie wygląda tak, jakby gdańscy urzędnicy do jednego worka wrzucili wszystkie potencjalne obszary zainteresowania PR-owców, dziennikarzy, marketingowców, copywriterów, rzeczników i redaktorów. Problem w tym, że za tak szerokie kompetencje miasto planuje zapłacić grosze.

Wymagania niezbyt duże, ale pensja podobna

Lektura wymagań stawianych przed kandydatami na przyszłego szefa miejskiej komunikacji nie są zbyt wygórowane. Prezydent Adamowicz stawia warunki, które można spotkać przy okazji naboru na niższe stanowiska w prywatnych firmach:

  • minimum 4-letni staż pracy na stanowiskach z podobnym zakresem obowiązków;

  • minimum 3-letnie doświadczenie w kierowaniu zespołem;

  • doświadczenie w koordynowaniu dużych projektów marketingowych;

  • doświadczenie w prowadzeniu wydarzeń medialnych;

  • wiedza teoretyczna z zakresu marketingu, public relations, prawa prasowego, prawa autorskiego;

  • doświadczenie w realizacji projektów międzynarodowych i projektów dofinansowanych z budżetu Unii Europejskiej.

Nie są to warunki trudne do spełnienia dla prawdziwego fachowca, który rzeczywiście mógłby odmienić komunikację marki Gdańska. Problem w tym, że miasto szuka specjalisty, a płaci na poziomie co najwyżej asystenta. Prezydent przewidział dla nowego urzędnika pensję w wysokości od 2,9 do 4,8 tysiąca złotych brutto, co jest zależne od posiadanych kompetencji i doświadczenia. Dodatkowo nowy spec może liczyć na dodatek funkcyjny i stażowy oraz trzynastą pensję.

W prywatnej firmie fachowiec o podobnych kompetencjach mógłby z powodzeniem liczyć na pensję w wysokości kilkunastu tysięcy złotych. Miasto oczywiście takich pieniędzy płacić nie może (podobnie zarabia sam prezydent), dlatego raczej nie ma co liczyć na to, że do konkursu zgłoszą się specjaliści wysokiej próby. Skoro nie ma na nich funduszy, po co w ogóle tworzyć nowe stanowisko? To póki co tajemnica strategii promocyjnej prezydenta Adamowicza.

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie