Obejrzałem serial „Ray Donovan”. Czasami czuję się, jak tytułowy bohater.

Krzysztof Jagielski
18.09.2018

Komentarz Grzegorza Wiśniewskiego, CEO Soluma Group

Lubię oglądać seriale, ale mam dość specyficzny gust. Rzadko podoba mi się to, co zachwyca tzw. szeroką publiczność. Ziewałem przy „Breaking Bad”, śmiałem się w złych momentach przy „Dexterze”. No tak już mam. Ostatnio, po długich namowach wspólnika, zabrałem się za „Raya Donovana”. Serial może i jest fajny, ale dla mnie zbyt brutalny i przez to absurdalny. Poświęciłem się jednak i obejrzałem 5 sezonów, co okazało się być dobrą decyzją. Wiem już, że gros klientów agencji reklamowych wcale nie szuka kreatywnych pomysłów i świetnego wdrożenia. Szukają własnego Raya Donovana.

Dla tych, co nie widzieli

„Ray Donovan” to amerykański serial telewizyjny, który obecnie można obejrzeć na Netflixie. Nie są to moje klimaty, bo w co drugiej scenie lecą bluzgi, leje się krew i inne ludzkie wydzieliny, ale jakoś dałem radę. Tytułowy bohater jest typowym człowiekiem od brudnej roboty. Wynajmują go hollywoodzcy celebryci, którzy nabroili i teraz ktoś musi po nich posprzątać.

Sprzątaczem jest oczywiście Ray. Trzeba przyznać, że zręcznie mu to wychodzi. A to wrzuci zwłoki do bagażnika swojego luksusowego mercedesa, a to zakopie dowody na środku pustyni, a to wykorzysta nawet najpodlejsze haki, byle tylko załatwić coś dla klienta. Ray ma też mnóstwo własnych problemów, jednak albo skrzętnie je ukrywa, albo rozwiązuje je tak, jak umie najlepiej – siłą.

Klient, który potrzebuje Raya Donovana, a nie agencji interaktywnej

Choć może to brzmieć dość absurdalnie, to naprawdę po obejrzeniu tego serialu mam ciągłe wrażenie, że niektórzy klienci traktują mnie czy moich pracowników jak ludzi od brudnej roboty. W czym to się objawia? Już tłumaczę.

Klient ma firmę X, która ledwo przędzie, bo jest z założenia źle zbudowana i fatalnie zarządzana. Zgłasza się do Soluma Interactive i oczekuje, że posprzątamy ten bałagan, jakbyśmy byli cudotwórcami. Tacy klienci są święcie przekonani, że agencje reklamowe mają nadprzyrodzone moce i w ciągu jednego, no maksymalnie dwóch miesięcy, zrobią z bubla super atrakcyjny produkt, który sprzeda się w nakładzie nie mniejszym niż pierwsza seria iPhone’ów.

Na sugestię, że może warto jednak zacząć od podstaw i zainwestowania w rozpoznawalną, silną markę, klient się obrusza, bo on przecież nie ma na to czasu. Jest bałagan, trzeba go posprzątać. Możliwie tanio i szybko. Kreatywność, jakość, strategia – to wszystko nie ma znaczenia. Liczy się efekt, który przyjdzie tu i teraz. Aż korci, żeby podzielić się z takim klientem numerem do Raya Donovana (gdybyśmy tylko nim dysponowali).

Agencja interaktywna rozwiązuje problemy, ale w ścisłej współpracy z klientem

To podstawowa różnica, jaka występuje między agencją a kimś pokroju Raya Donovana. Ray nie zadaje pytań, nie wnika w to, czym dokładnie zajmuje się klient. Po prostu robi swoje i odbiera zapłatę. Z agencją jest zupełnie inaczej. Nasze usługi nigdy nie przyniosą wymiernych efektów, jeśli klient nie zechce brać czynnego udziału w realizacji zlecenia.

Nie ukrywam, że lenistwo klientów czasami wyprowadza mnie z równowagi. Gdy słyszę, że Jan Kowalski nie ma czasu, by wypełnić brief dla agencji lub nie chce tego zrobić, bo „gdybym znał odpowiedzi, to nie potrzebowałbym Waszych usług”, to szybko sobie przypominam, dlaczego zdecydowana większość nowo założonych firm upada przed pierwszym rokiem działalności. Część przedsiębiorców traktuje swoje biznesy tak skrajnie niepoważnie, że nawet najlepsza agencja interaktywna na świecie nie byłaby w stanie pomóc im w odniesieniu sukcesu.

Tradycyjnie zakończę krótkim apelem: kliencie, nie traktuj mnie i moich kolegów z branży, jak Raya Donovana. Agencja interaktywna nie jest od tego, by maskować Twoje błędy, które i tak będziesz dalej popełniać. Zadaniem ekspertów od reklamy jest zbudowanie wiarygodnego, atrakcyjnego wizerunku marki w grupie docelowej. Ale klient musi im na to pozwolić!

Jeśli więc stworzymy dla Ciebie świetną strategię, a Ty i tak będziesz trzymać trupy w szafie (np. produkować buble), to nie licz na żadne długofalowe efekty i nie obwiniaj agencji za swoje niepowodzenie.

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie